Gdzieś przeminął tamten czar
w chmurach okna błyszczą
przystanek zmienił się
w zbiór przypadkowych osób.
Uleciał urok cichych wieczorów,
tylko szum kół
pędzi w rytmie godzin.
Drzewa cierpią na bezsenność
w mroźna zimowa noc.
piątek, 13 stycznia 2017
Wrzesień, koncert złotej jesieni mknącej nutami dni snujący się nieskończenie i z mgłą , i z słońcem w deszczu. W przelotach kluczy na południe, klekocie i innych zestawach dźwięków, barw nie do odtworzenia i cieniem historii, co rozbrzmiewa echem.
Znów z dzwonkiem powracam
w tamto lato upalne,
w tę piosenkę wrzosów.
Niebo ubrane w kir i czerwień,
niepewność drżącąna rzęsie.
Przyspieszony rytm kroków,
uwerturę wybuchów i strzałów.
Rzędy krzyzy w ogrodach
i rozpacz ściskająca pancerzem,
i wierzę,ze nie powróci.
Ty się zrodziłeś z tęsknoty z wspomnienia bruku i stóp, z wiosen odkrywanych na nowo, z marzeń ubranych w tęczę.
Ty się zrodziłeś z widoków ukrytych we wczorajszym zmierzchu , ze świateł barwiących domy, z spacerów w ulubione miejsca. Tkwisz zawieszony jak niebo, wciąż nade mną i nad Nią jednakowymi symbolami . Pod powieką zostawiasz, uśmiech czuły, matczyny, wdzięczność za wszystko.